Kilka słów o naszej placówce — Schronisko dla Mężczyzn w Szczodrem
Autorstwo / redakcja: Andrzej Ptak   
środa, 03 stycznia 2007 12:49

W wigilię Bożego Narodzenia A. D. 2006 upłynie dwadzieścia lat od chwili poświęcenia schroniska dla bezdomnych w Szczodrem przez śp. Brata Marcina Marię Wójtowicza ze Zgromadzenia Braci Albertynów. Uroczystego poświęcenia dokonał dwa lata później w dniu św. Jadwigi i św. Teresy z Avila, J.E. ks. kard. Henryk Gulbinowicz, ówczesny metropolita wrocławski. Neoklasycystyczny pałacyk stał się miejscem spotkań z najuboższymi i nieporadną próbą codziennego czynienia miłosierdzia. Miłosierdzia, które zbliża nas do tajemnicy sacrum i pozwala bez lęku pochylić się nad nędzarzem. Subtelny urok posługi najuboższym dopełniający się w akcie spotkania i obecności.

Niewidoczna wartość? Refleksja

Otaczająca nas rzeczywistość determinowana kategorią sukcesu w sposób konieczny negująca porażkę jako taką, upośledza naszą wrażliwość na innych. Formułowane programy starają się raczej dostosowywać osobliwą rzeczywistość ludzi bezdomnych do sztucznie wykoncypowanych modeli pomocy, a wątpliwy język chłodnych, często poza empirycznych definicji, wartościuje i uzasadnia się wyłącznie efektem końcowym. Tym samym gdzieś po drodze w nieuchronnym procesie dehumanizacji, niewidzialnym staje się sam podmiot pomocy. Czy zatem możemy uniknąć narzucającej się oczywistości kategorii sukcesu, czy stanowi ona warunek sine qua non niesienia pomocy, a może jest tylko współczesną projekcją z życzeniowym happy endem, deformującym obraz bezdomności? W moim intuicyjnym namyśle, kluczem otwierającym, a jednocześnie oddzielającym nas od rzeczywistej potrzeby człowieka ubogiego jest niewidoczna wartość ukryta w fenomenie samego spotkania. Chwila, w której bezpośrednio dotykamy istoty naszej pomocy w osobistym przeżyciu poza iluzoryczną pewnością. Przeglądamy niejako w „lustrze zen”, piękno lub szpetotę, zarówno samych siebie jak i tych, którym staramy się pomóc. Każda taka chwila jest silnym refleksem poszerzającym nasze zrozumienie, lecz tylko w niepewności możemy utrwalać jej wartość i sens, tj. „logos” i „etos”, i próbować zespolić z przypisaną naszej kondycji potrzebą odnalezienia człowieka wyalienowanego, naznaczonego tragicznym stygmatem bezdomności.

W rocznicę dwudziestolecia schroniska św. Brata Alberta w Szczodrem, dołączamy kilka pozbieranych Bożonarodzeniowych myśli na nadchodzące święta.

***

Niebo wirujące skrzydłami aniołów
upierzonymi blaskiem gwiazd
ostatni oddech stwórcy
kończącego misterium
oddania jedynego
na granitowe ołtarze
dla małych nierozumnych istot
zagubionych pośród suchych traw
głębokie oczy matki
i rzeź niewiniątek
pierwszym pocałunkiem świata

***

na dobre i na złe
dotknąłeś mnie
i przez krótkie tchnienie
byłem przy tobie
w bliskości która
paliła mi usta
w drżącym świetle
gwiazd nie dostrzegłem
idących pasterzy
pędzących stado
ani mędrców
niosących dary
jedynie niemowlę
wtulone w kobietę
o białych dłoniach
okrytą niewinnością
czekającą w ubogiej stajni

***

delikatnie
przenikasz moje myśli
w szeptach nocy
czekającej na
spadającą gwiazdę
rozpoczniesz
akt zbawienia
w nędznej szopce
jak dziecko
będziesz bawił się
moją obojętnością
w nadziei że poczuję
coś w środku
że zrozumiem
Kim jesteś
a ja chciałbym Cię
tylko i zwyczajnie
dotknąć poza Twoją
niewidzialnością
lecz Ty wyciekasz
mi przez palce
na płaczących obok
rozbierasz mnie
z samotności
i rozdajesz samotnym

***

czas zakończył
przesypywanie ziaren nocy
lodowym pocałunkiem świtu
na schodach świątyni
w ramionach snu
obracał się na lewy bok
apokaliptyczny prorok
ptaki obojętnie trawiły
wieczorną ucztę
z resztek szaleństwa
kropla łzy przedzierała się
przez cynową chmurę
nad dachem judejskiej stajni
narodziny życia
w oddechu nadziei zbawienia
przez kilka chwil
uwolniły się od cierpienia

***

Narodzony
z garścią
wilgotnych
gwiazd
we włosach
nietykalny
w tajemnicy
dziecięcym
płaczem
przemienia
obłęd
niewidzących
i oswaja
z miłością

Redakcja: Andrzej Ptak

 
 

Nowości na naszych kanałach YouTube




 

Nasze wpisy na Facebooku

 
 
-->